Ostatnio
zabrałam się z entuzjazmem do czytania najnowszej powieści Doroty
Masłowskiej. Początkowo byłam nieco rozczarowana, bowiem po
doświadczeniach związanych z lekturą "Wojny polsko-ruskiej" czy "Pawia
królowej" oczekiwałam kolejnego językowego eksperymentu. A tu wbrew
oczekiwaniom powieść okazała się bardzo komunikatywna, przejrzysta, mimo
stylizacji potocznej, która teraz przecież już w literaturze nikogo nie
dziwi. Książka Masłowskiej ukazuje przestrzeń znajdującą się właściwie
na granicy przemieszania amerykańsko-polskiego, co wprowadza swego
rodzaju uniwersum interpretacyjne. Bohaterowie uwikłani są w typowe
schematy, powtarzające się konstrukcje rzeczywistości ponowoczesnej
zdominowanej przez kulturę popularną i konsumpcjonizm. Szczególnie moją
uwagę przykuł przewijający się przez powieść wątek dotyczący kondycji
najnowszej sztuki, wedle której estetyzacji może podlegać niemal
wszystko. Staje się ona pojęciem niezwykle otwartym, bez jakichkolwiek
norm i definicji. W kontekście tej refleksji można rozpatrywać właściwie
całą współczesną kulturę - która, jak pisał Różewicz, stanowi pełen
wszystkiego i zarazem niczego śmietnik.
Książka Doroty Masłowskiej budzi wiele przemyśleń dotyczących współczesnego świata, społeczeństwa, kultury... Z pewnością warto ją przeczytać, nawet nie po to, by oceniać warsztat artystki, ale po to, by zobaczyć mechanizmy konsumpcyjnego życia, które jest przecież w rękach każdego z nas.