czwartek, 15 sierpnia 2013

M. Nurowska - Dom na krawędzi


 


Nurowską właściwie poznałam przez przypadek - do niedawnego czasu w ogóle nie słyszałam o tej polskiej pisarce. Dom na krawędzi, jako posesyjna lektura, wzbudził we mnie mieszane uczucia. Pierwsze strony wydawały mi się niezbyt wciągające, a epistolarna forma strasznie drażniła. Jednak z powodu postanowienia - o tym, że będę kończyć wszystkie zaczęte książki - dobrnęłam do końca i nieco zmieniłam swoje zdanie. Chociaż fikcjonalność wydarzeń wydaje mi się tutaj bardzo widoczna to czytelnik spotyka ludzkie problemy, które w jakiś sposób go dotyczą. Najbardziej dostrzegłam przesłanie o stereotypowym traktowaniu drugiego człowieka z uprzedzeniem do jego przeszłości - pewna niewiara w zmianę, resocjalizację czy po prostu dobroć, które obecne jest w społeczności spotykanej na co dzień.


Byłe więźniarki, przedstawione w powieści, mimo problemów adaptacyjnych próbują odnaleźć się w zastanej rzeczywistości, co okazuje się nie lada wyzwaniem. Główna bohaterka, Daria (która zmienia swą tożsamość na Marta) za wszelką cenę stara się oderwać od swej przeszłości, co ostatecznie przynosi marne efekty. Bohaterka bowiem, co rusz spotyka osoby uwikłane w jej dawną historię i nie może tego wszystkiego od tak porzucić. Można dojść do wniosku, że powieść doskonale ukazuje funkcjonowanie ludzkiego życia - które trwa od początku do końca w jednym ciągu, a jego zmiana zawsze uwikłana jest w niezbywalną i trwającą historię.

Zapraszam do lektury, bo jednak warto dobrnąć do końca! Sama siebie teraz motywuję, by sięgnąć po wcześniejsze powieści Marii Nurowskiej, które przedstawiają przedwięzienne losy książkowej Darii Tarnowskiej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz