środa, 29 października 2014

Jak zarobić w internecie?

Dawno mnie nie było, ale po prostu jakoś tak wyszło. Obiecany post w przygotowaniu, jednak tymczasem muszę napisać o tym, czym zainteresowała mnie jedna strona internetowa. Ostatnio szukam również zajęcia w domu, by dorobić trochę grosza i wpadłam na kilka ciekawych stron oferujących zarobki w zamian za wypełnianie ankiet. Wprawdzie takie badanie opinii publicznej istnieje już od dawna, ale dopiero teraz wystąpiła u mnie potrzeba zainteresowania się tematem :) Jak na razie trafiłam na dwie strony, które wydają się mieć wiarygodne opinie na forach internetowych i postanowiłam je wypróbować.



opis zaczerpnięty stądPaidViewpoint jest rewelacyjnym panelem badawczym, w którym Twoje indywidualne cechy osobowe, zaangażowanie i praca znaczą więcej niż gdziekolwiek indziej. Te rzeczy mają tutaj też ogromny wpływ na to ile zarobisz. Panel stosuje unikatowy system oceny indywidualnych cech respondentów, tzw. TraitScore. Polega on na zbieraniu punktów za swoje zaangażowanie, a przede wszystkim za szczere, przemyślane i logiczne odpowiedzi w ankietach. Im więcej punktów uzbierasz, tym więcej ankiet otrzymasz i więcej będziesz mógł zarobić. Dlatego sumiennie i uczciwie wypełniaj każdą z ankiet. Pieniądze można wypłacić na konto PayPal już po uzbieraniu $15.   

Tutaj na starcie dostałam 1,67 $ jednakże wypłacić pieniądze można dopiero po uzyskaniu 15 $

Logowanie:  http://paidviewpoint.com/?r=m6w5yx



     2. 

opis zaczerpnięty stądW panelu MARKETAGENT Twoje zdanie naprawdę się opłaca! Wypełniając tutaj ankiety zarabiasz punkty bonusowe, wymienialne na gotówkę! Przelicznik: 100 puntów = 4 PLN. Możliwości zdobywania punktów bonusowych jest wiele. Już za samą rejestrację jako respondent otrzymasz 150 punktów, a za każdorazowy udział w ankiecie można otrzymać 20 - 250 puntów. Za polecenie znajomego jako respondenta dostaniesz 100 punktów, a za aktualizację danych osobowych (raz w roku): 50 punktów. Punkty bonusowe dopisywane są do Twojego stanu konta zaraz po wypełnieniu ankiety. W każdej chwili możesz wypłacić punkty bonusowe jako gotówkę na swoje konto PayPal lub też wymienić na usługi i towary u partnerów w rubryce Giełda. Wymiana punktów bonusowych możliwa jest po zebraniu 200 punktów bonusowych.

Opcja wydaje się korzystniejsza, ponieważ można wypłacać już od 2 euro. Minusem jednakże jest mniejsza ilość ankiet, które przychodzą na maila. Co jednak istotne to dodatkowa forma zarobku, więc traktować należy tę opcję okazyjnie - dostanę ankietę zarobie, nie dostanę nic się nie stanie.

Jeśli ktoś jest zainteresowany w komentarzu proszę napisać maila - wyślę zaproszenie. Wtedy zyskuje moje konto, jak i nowego użytkownika.




Na dzisiaj więcej nie próbuję. Za jakiś czas zdam relację z tego, czy opłaca się tego typu aktywność.


piątek, 10 października 2014

W czterech ścianach mojego bólu

Gdy człowiek ma za dużo czasu często dopada go depresyjne myślenie. Niestety, chociaż staram się patrzeć na wszystko pozytywnie, to zdarza mi się wskoczyć do głębokiego dołu, z którego wyjść jest bardzo trudno. Nie chcę o tym pisać, bo nikt nie lubi zrzędzenia

Przechodząc zatem do rzeczy stwierdziłam, że już najwyższy czas, by podzielić się moimi pisarskimi wprawkami. Od dziecka pisałam jakąś książkę, nawet pamiętam bajkę o żyrafie, która zachorowała i wszystkie zwierzaki dziergały dla niej szalik... Na czym polega problem? Nigdy nie potrafiłam dobrnąć do końca, zawieszałam historie w kluczowych momentach i nie miałam pomysłu na frapujące zakończenie. Dochodziłam do wniosków, które stawiały owoc mojej wyobraźni w cieniu banalności i nudy. No nic, chyba w tym wypadku nigdy się nie poddam i zawsze będę wracać do pomysłu napisania bestselleru :D  Dzisiaj wrzucam pierwszy odcinek, być może seryjność zmusi mnie do finiszu. A już w najbliższym czasie pojawi się wpis o kampaniach, reklamach outdoorowych, które swoją kreatywnością potrafią zachwycać :) Pozdrawiam!

ODCINEK 1


Za oknem panował niemiłosierny mróz. Nadeszła długo oczekiwana przez wszystkich zima. W lustrze naprzeciw okna odbijał się zalegający na parapecie śnieg i ziemista twarz o podkrążonych oczach. Suri – tak nazywali ją wszyscy znajomi – patrzyła nieprzytomnie na siebie w lustrze rozstrzygając akademickie zwierciadlane teorie. Co rano rytualnie robiła to samo, co rano spoglądała na siebie i co rano miała nadzieję, że przez noc cokolwiek uległo zmianie. Co więcej skupiając się na czymkolwiek pogrążała się w wątpieniu, interpretowaniu świata, rozkładaniu na pierwiastki teorii i przekonań, którymi faszerowała się przez ostatnie lata studiów. Stała i analizowała swoją twarz – nos nadal się nie zmniejszył, piegi nie zniknęły, włosy nadal są rozczochrane i matowe, a zęby kłócą się o swoje miejsca w nieco za małej szczęce, żeby tego było mało, trzeba zaraz iść do pracy. Suri żyła z dnia nadzień czując głęboki bezsens życia. Raz podnosiła się na duchu mając nadzieję, że jednak jest kimś, niestety zaraz potem odwiedzała najgłębsze doły z przekonaniem o swojej nieudaczności. Tyle razy powtarzała sobie, że wszystko jeszcze przed nią, ale niestety czas leciał, a nic nie zmieniało się na lepsze. Poniedziałki były najgorsze – początek ciągle zataczającego się koła. Wciągnęła na siebie obcisłe dżinsy, białą bluzkę z kołnierzykiem i gruby wełniany sweter. Na szybko zjadła płatki z mlekiem i wsiadła do swej kremowej „perły”, która z trudem zapalając zawiozła ją pod gmach Urzędu Miasta.
W pracy wszyscy pochmurnie spoglądali w monitory komputerów. Każdy nie interesując się swoim otoczeniem, wykonywał mechanicznie obowiązki. Suri lubiła tę grobową atmosferę – wiedziała, że nikt nie będzie jej pytał o życie prywatne, nikt nie skomentuje jej wyglądu i nie zapyta o plany na wieczór. Spojrzała do kalendarza, by zorganizować sobie następne osiem godzin i tak jak inni zamieniła się w płynnie pracujące urządzenie administracyjno-biurowe. Każdy dzień w pracy niewiele się od siebie różnił – zdecydowanie zaprzeczał młodzieńczym planom Suri na temat przyszłości. Często jednak był ciekawszy od tego co działo się w życiu prywatnym dziewczyny. Wprawdzie zdarzało się, że ktoś ją odwiedził, że w kamienicy, w której wynajmowała mieszkanie toczyły się awantury, że sąsiad zaczepił ją na korytarzu. To wszystko jednak to tylko pojedyncze chwile, momenty, które zaraz potem przemijały i powracała codzienna nicość. Suri żyła w zawieszeniu, czekała na jakiś przełom. Miała nadzieję, że może jeszcze kiedyś coś się zmieni. Miała nadzieję? A może już ją traciła? Przecież czas tak szybko leciał....

środa, 8 października 2014

Zeżryj swoje mieszkanie - będzie Ci lżej!


Pomysły naszego Rządu wydają się coraz bardziej zaskakiwać. Wczoraj padł pomysł o podatku "od piractwa", a dzisiaj na portalu wpolityce.pl czytam o kolejnej szczytnej idei "ratującej emerytów z opresji". 

Otóż w mniemaniu polityków emeryci mają zeżreć swój dom! Niby w przenośni, ale bardzo słabej, której niestety bardzo blisko do dosłownej wykładni. Pomysł jest mniej więcej taki, by emeryci oddawali bankom swoje mieszkania, w zamian za ratalne, co miesięczne spłaty - tzw. "odwrócona hipoteka". O ile w przypadku samotnych staruszków rozwiązanie  wydaje się odpowiednie, to w przypadku rodziców, którzy starają się o przyszłość swoich dzieci, to zdecydowany cios w serce

Kolejny przykład tego, że w Polsce jesteś albo bogatym, albo biednym. Niestety nasz Rząd daje nam coraz więcej powodów do emigracji, na której to mimo wszystko, dostajemy lepsze warunki bytowe niż w ojczyźnie. Zresztą globalizacja działa na tyle skutecznie, że Rząd musiałby się niezwykle mocno postarać, żeby młodzi ludzie myśleli o Polsce jako swoim najukochańszym miejscu na ziemi....


Więcej możecie poczytać na portalu wpolityce.pl KLIK

poniedziałek, 6 października 2014

Od "Drakuli" do "Czystej krwi". Ewolucja motywu wampira

Wampir to istota fantastyczna o ludzkiej postaci i charakterystycznych wydłużonych, ostrych kłach. Jest prawie nieśmiertelna dzięki pożywianiu się ludzką krwią. Każdy zna ją z książek, bajek, filmów czy też opowiadań. 


Wampir to fantazmat, który nie tylko odpycha, odstrasza ludzi, ale także, wbrew pozorom ich przyciąga. Jak pisze Maria Janion mit wampira uchodzi za jeden z najbardziej powszechnych i wiecznotrwałych1. Początek owego mitu upatruje się w bogatych i niepokojących wyobrażeniach tworzonych przez kulturę strachu 2. Mit ten towarzyszył człowiekowi od czasów najdawniejszych i wraz z innymi "straszydłami" inspirowany był osobliwą potrzebą egotyzmu. Świadczą o tym chociażby pierwiastki ludzkie zawarte w konstrukcji tych postaci, a także to, że łakną one właśnie krwi, której krążenie umożliwia człowiekowi żywotność organizmu.

czwartek, 2 października 2014

Poszukiwania pracy cz. 3 - wyprawa w teren

Kolejne dni lecą bardzo szybko, ale ja staram się nie próżnować. Chociaż CV rozniosłam już wcześniej tysiące, znowu wyruszyłam w teren. Jakoś tak nie mogę siedzieć w jednym miejscu, bo zaczynam pogrążać się w depresji ;-). Pierwszym miejscem, które wybrałam był dział edukacji w Urzędzie Miasta. Łudziłam się, że czekają na mnie z propozycją pracy. 

Dokumenty zostawiłam i kolejno chodziłam do domów kultury, klubów młodzieżowych, wydawnictw. Właściwie w mojej mieścinie niewiele tego, no ale przynajmniej wiem, że całe miasto słyszy o tym, że szukam pracy! Obwieściłam to gdzie mogłam, ale niestety każdy tylko przybił pieczątkę i schował moje CV do głębokiej, zakurzonej szuflady.... Chyba i z pieszych wycieczek nic nie wyszło... No, ale cóż, dwa fakultety z tytułem magistra, trzeci tytuł w toku, to chyba nie wystarczy, by pracować w placówkach edukacyjnych czy kulturalnych w Polsce...

Na gwałt potrzebna mi ciotka w urzędzie, mama w szkole, a tata na stołku prezydenckim. Wtedy już na pewno zagrzeję dłużej jakąś posadkę! Pfuu może nawet wystarczy mi blogowanie, by zarobić na życie, i to takie all inclusive

środa, 1 października 2014

Rekrutacja - Rozmowa kwalifikacyjna

Zrobiłam nowe, designerskie CV według wszelkich aktualnych wskazówek i rozpoczęłam kolejną turę poszukiwań. Coraz więcej dowiaduję się o tym, w jaki sposób i gdzie szukać pracy. Niestety bezowocnie... 

Wracając jednak do sedna. Wysłałam aplikacje na około 50 ogłoszeń. Większość dotyczyła obsługi klienta, pracy w biurze nieruchomości, telemarketingu, czy administracji. Po tygodniu zadzwonił pierwszy telefon! (pierwszy i jak na razie ostatni). Zostałam zaproszona na rozmowę do jednej z ogólnopolskich firm sprzedających szkolenia. EUFORIA! Poczułam, że jednak coś się uda, że ktoś mnie doceni, że będzie wypłata na koncie itp. 


Oczywiście czekając na konfrontację dalej prężnie wysyłałam odpowiedzi na przeróżne ogłoszenia. Nadszedł upragniony dzień - w stresie powtarzałam sobie wskazówki retoryczne i niewerbalne, które wciskano nam na studiach z komunikacji. Poszłam i co? I powaliło mnie pierwsze zdanie kierowniczki firmy "Mamy komplet pracowników, ale cały czas zmienia się sytuacja, także od dzisiaj to Pani pracy nie dostanie". Hmm myślałam, że jak ktoś zaprasza na rozmowę kwalifikacyjną to poszukuje pracownika, no ale cóż, współczesny rynek potrafi zaskakiwać....


Sama rozmowa? Tradycyjne tralala. "Dlaczego mamy Panią wybrać?" "Bo jestem wyjątkowa, kreatywna, staram się rozwiązywać problemy w niebanalny sposób". Ćwiczenia z autoprezentacji pomogły :) "W jaki sposób zachęci Pani klienta do zakupu produktu?" "Postaram się zdobyć jego zaufanie, pogadam o czymś przyjemnym, będę sympatycznie nachalna..."  Myślę, że użyłam dobrych argumentów, uśmiechałam się, stosowałam się do znanych mi wzorów zachowania w podobnych sytuacjach. Jednak po pierwszym zaskoczeniu przyszło drugie, po kolejnych słowach Pani kierownik: "Bo wie Pani tutaj to się kasę zarabia...Handel to jest kasaaaa. Ja to mogę wszystko robić byle mi kasę płacą". 

No tak kasa w dzisiejszych czasach najważniejsza, już nawet nie chciałam wspominać, że mi to by skromne 1300 zł  wystarczyło i słuchałam dalej zdobywając złotą wiedzę nt. współczesnego handlu. Pani kierownik kontynuowała: "Widzi Pani, najlepiej to dzwonić do takich prostaków. Oni nie myślą przepisami, łatwo wcisnąć im pakiety, a jak się rzuci komplementem to i znajomych namówią na nasze usługi". 

Miałam wrażenie, że robię się coraz mniejsza, przytłoczona zasadami telemarketingu. Chyba czułam się jak ten prostak, co to nie potrafi odmówić sprzedawcy.... No ale cóż, wysłuchałam, powiedziałam co miałam powiedzieć i skończyło się na tradycyjnym "zadzwonimy w przyszłym tygodniu". Po mnie wchodziło jeszcze kilka osób, a ja odetchnęłam z ulgą i wyszłam zastanawiając się nad tym, czy nawet gdy Pani kierownik zadzwoni, to tam wrócę...



Pierwsza rozmowa za mną, zatem pierwsze koty za płoty. Mam nadzieję, że jeszcze jakiś pracodawca zaprosi mnie na rekrutację zachowując się przy tym nieco bardziej profesjonalnie.

wtorek, 23 września 2014

Dlaczego nie ma pracy dla nauczycieli?

Od niedawna przystąpiłam do ogólnopolskiego grona bezrobotnych z podwójnym tytułem magistra. Szukając pracy uświadamiam się coraz bardziej w beznadziejności miejsca w którym mieszkam...

Studia z kursem pedagogicznym nauczyły mnie bardzo wiele, a praktyki odpowiednio  przygotowały do pracy w szkole. No właśnie - w szkole. Mówiąc o polskiej edukacji pojawia się wiele wątpliwości, a szczególnie wśród młodych nauczycieli. 

Udało mi się załapać na roczne zastępstwo w jednym z wiejskich gimnazjów i poznanie specyfiki tej "branży" od podszewki. Zdobyte doświadczenie pozwoliło mi na odpowiedzenie samej sobie na wiele pytań, które wcześniej gdzieś tam się pojawiały, jednak co najistotniejsze, to poznałam PRAWDĘ. Słowa te brzmią bardzo "szumnie", ale propagowanie poglądu, jakoby w polskich szkołach nie było miejsc pracy to mit, bo miejsca są, ale kto je zajmuje?? Jaka jest prawda?

Szkoła, w której miałam "zaszczyt" pracować to jedna z wielu w zamożnej śląskiej gminie. Oczywiście pracę załapałam dzięki znajomościom - bo jakżeby inaczej. Gdyby nie to, to w życiu nie dostałabym tego stanowiska (nie ma mowy o jakichkolwiek konkursach - wszystko załatwia się  przez telefon). Przydzielono mi tylko młodsze klasy, co wiązało się z niepełnym etatem - dlaczego?? Bo młody nauczyciel, bez wcześniejszego doświadczenie nie jest w stanie odpowiednio przygotować uczniów do testu gimnazjalnego! PARANOJA! (a gdzież to doświadczenie zdobyć?? a czego nas uczono przez tyle lat?? bez komentarza). Wiadomo, świeżo po studiach, absolwent cieszy się z byle ochłapów ;-)   Przechodząc jednak do sedna - jakie tajemnice kryją polskie szkoły??

Otóż wszyscy zainteresowani wiedzą z pewnością, że nauczycielski etat to 18 godzin tygodniowo plus 2 godziny dodatkowych, bezpłatnych zajęć z art. 42. Zdziwiło mnie zatem to, że wielu nauczycieli spędza w szkole znacznie więcej czasu. Nie wspomnę już o tym, że całe grono pedagogiczne przejęło posady po swoich rodzicach, a z "głową szkoły" łączą ich często relacje rodzinne. Przyjrzałam się bliżej planom lekcji i co zauważyłam?? Większość nauczycieli pracowało na 1,5 etatu, albo nawet 2! Nie mówiąc już o tym, że wielu z nich dorabiało jeszcze godziny w innych szkołach w gminie!
No przepraszam bardzo, ale co to ma być?? Ja rozumiem, że każdy goni za pieniądzem, chce by mieć  jak najwięcej, ale to jest  jawne generowanie bezrobocia! I hipokrytą jest ten, kto mówi, że nie ma etatów,  że nauczycielom potrzebne przekwalifikowania!Wystarczy tylko dać młodym szansę i odpowiednio rozdzielić wakaty. 


Kolejny absurd: W kuluarach, wśród innych nauczycieli, którzy byli na zastępstwach, mówiło się o tym często i udało nam się uzyskać odpowiedź, dlaczego jeden nauczyciel zagarnia wszystkie godziny (bez względów zysków osobistych oczywiście) - dlatego, że gminie i oświacie to na rękę! Płacą mniej składek. mniej formalności i zachodu. Ot tak, po prostu! I być tu człowieku samodzielny, mam wrażenie, że nie na darmo uczymy się w szkole tekstów Mrożka ;-)

Zatem wniosek jest prosty - dlaczego nie ma pracy dla nauczycieli? - bo ci co już pracują zagarniają jak najwięcej godzin. To państwo, oświata, dyrektorzy, sami nauczyciele nie pozwalają nam młodym na podjęcie stabilnej pracy i zdobycie odpowiedniego doświadczenia. 

Bez odrobienia stażu nie możemy także podjąć pracy w szkołach polonijnych za granicą, bez doświadczenia, ciężko wywalczyć jakiekolwiek stanowisko! 

Nie, nie narzekam na bezrobocie, bo jakoś sobie poradzę . Narzekam na nasz rynek pracy w edukacji. Czuję się nauczycielem, chcę uczyć dzieci, mam do tego kompetencje, ale muszę zmieniać branże tylko dlatego, że ktoś tam z góry zawsze decyduje na przekór wszystkiemu. 

Fin.


wtorek, 22 lipca 2014

Pakuję manatki i ruszam w świat! Jak lepiej podróżować - samodzielnie czy z biurem podróży?

 

Ilekroć planujemy jakąś dalszą podróż, to zastanawiamy się czy korzystniej zorganizować ją samodzielnie, czy też skorzystać z licznych ofert biur podróży. Rozważamy to, która opcja będzie dla nas wygodniejsza finansowo lub pozwoli nam na lepsze poznanie kultury, czy geografii danego kraju. Odpowiedź oczywiście nie jest jednoznaczna, bo straty i korzyści zależne są głównie od miejsca, w które chcemy się udać!

Wojaże europejskie zdecydowanie lepiej realizować na własną rękę. Nie ma na tym terenie problemów z przemieszczaniem się, czy dojazdem w docelowe miejsca. W podróż możemy wybrać się samochodem, a najlepiej samolotem, korzystając z promocyjnych ofert tanich linii lotniczych. Przykładowo Wizz Air przetransportuje nas niemal w każde miejsce w Europie. Można również korzystać z linii zagranicznych, które posiadają strony internetowe z funkcją wirtualnego bookowania biletów lotniczych.


Noclegi warto zamówić z wyprzedzeniem poprzez portale internetowe (np. booking.com - tam zamawiałam nocleg w Paryżu, ale o tym w osobnym poście). Warto wyposażyć się także w dobry przewodnik i mapy, które ułatwią nam poruszanie się po zwiedzanym terenie. Istotne jest to, by samodzielną podróż dokładnie zaplanować, np. zaznaczając na mapie miejsca, które chcemy koniecznie zobaczyć. Wcześniejsza organizacja pozwoli nam również na kalkulację możliwych wydatków. 

Ważnym argumentem przemawiającym za tym, że samodzielna podróż będzie dla nas korzystniejsza, jest także to, że nie będziemy zdeterminowani przez narzucony program. Zwiedzamy to co chcemy, robimy przerwę wtedy, kiedy mamy na to ochotę, możemy przechadzać się ulicami, uliczkami, zobaczyć codzienne życie w danym kraju, spróbować lokalnych potraw, spontanicznie zmienić plany, zrezygnować z czegoś kosztem jakiejś nowej, odkrytej atrakcji. Nikt nas nie pogania, a dzięki przewodnikowi poznajemy historię, czy inne istotne informacje związane z danym miejscem. 

 
Wycieczka z biurem podróży będzie na pewno wygodniejsza, bo ktoś planuje wszystko za nas. Ale zwróćmy uwagę na to jaka jest jej jakość. Poznajemy miejsca nie takie jakie są naprawdę, ale takie jakie przedstawia nam touroperator. Przyjmujemy narzuconą perspektywę, stereotypowy pryzmat patrzenia, który bardzo upraszcza rzeczywistość. Dodatkowo słono za to płacimy!


A co jeśli chcemy podróżować poza Europę? Tutaj należy już zwrócić szczególną uwagę na bezpieczeństwo, choroby zakaźne, które mogą nam zagrażać, jak również możliwości mobilne. Szczególnie jest to istotne w krajach, gdzie kultura skrajnie rożni się od naszej mentalności. Afryka, czy tereny azjatyckie mogą stanowić dla nas nie lada gratkę, ale musimy liczyć się z tym, że życie toczy się tam nieco inaczej niż w Europie. Zastaną kulturę należy szanować i poznawać dyskretnie :) Biura podróży organizują wyjazdy w najdalsze zakątki i są one bezpieczne, aczkolwiek znowu dają nam pozorny obraz danej rzeczywistości. Przykładem mogą być chociażby niemal teatralnie ukazane wioski Beduinów na terenie Egiptu, kto się na to nabierze?





Niektórym turystom ten sposób prezentacji kraju wydaje się atrakcyjny i chętnie korzystają z podobnych ofert. Owszem, dla bezpieczeństwa warto skorzystać w tym wypadku z wycieczek dostępnych w biurach podróży, ale późniejsze poznawanie kraju w miarę możliwości "usamodzielnić". Jeśli jesteśmy osobami otwartymi i potrafimy się komunikować w językach obcych, lubimy survival i przygodę to i w tym wypadku można sobie pozwolić na podróż bez kurateli. Pamiętajmy jednak, że tam nie jesteśmy w stanie wszystkiego dokładnie zaplanować, zorganizować, zamówić wcześniej biletów, przejazdów itp. Musimy liczyć się z tym, że niejednokrotnie będziemy musieli podejmować spontaniczne decyzje i być gotowym na liczne niespodzianki.


Po prawej stronie znajduje się sonda dotycząca dzisiejszego postu. Proszę o oddanie głosów :)


poniedziałek, 14 lipca 2014

Personalizacja internetu - dobroczynność czy ciągła inwigilacja?

Po kursie z nowych mediów nieco uświadomiłam się w wirtualnym świecie internetu. Wiem, że z tego co oferuje nam globalna sieć danych trzeba korzystać świadomie. Teoretycznie to my panujemy nad całym tym szaleństwem, jednak czasem mam wrażenie, że role ulegają odwróceniu. Czy to ja rządzę w sieci, czy to może sieć kieruje mną?

M. Bieńczyk - "Terminal"

 

Obecna literatura eksperymentalnie traktuje wszelkie tematy, dążąc do stworzenia złotego środka ponowoczesności. Zmierzch wielkich narracji sprawił, że coraz trudniej zdefiniować przedmioty literackie i choć trochę je określić. Jedną z frapujących powieści, próbujących modyfikować tradycyjne konwencje, jest dzieło Marka Bieńczyka pt. Terminal wydane w 1994 roku. Pozornie tekst wydaje się być historią o „postmodernistycznej” miłości studentki i studenta przebywających za granicą. Jednak zwracając uwagę na warstwę językową, budowę postaci czy wszelkie chwyty intertekstualne, można zauważyć funkcjonowanie drugiej możliwej interpretacji. O czym zatem jest Terminal autorstwa warszawskiego prozaika?


Let's go!




W pierwszym poście wypadałoby napisać o czym blog będzie, jakie jest jego styl i kierunek. Problem jednak w tym, że sama tego jeszcze do końca nie wiem. Startowałam już wiele razy i próbowałam wbić się w obecnie modny monotematyzm, jednakże moja różnorodna osobowość i zainteresowania nie są w stanie w ten sposób funkcjonować. Wiem, że gotować będę dalej w moim malutkim pokoiku, a tutaj będzie toczyło się po prostu moje życie. Coś niecoś skomentuję, coś innego opiszę, a jeszcze innego skrytykuję. O tak, zapraszam do lektury!

piątek, 3 stycznia 2014

"Kochanie, zabiłam nasze koty" Masłowska

 


Ostatnio zabrałam się z entuzjazmem do czytania najnowszej powieści Doroty Masłowskiej. Początkowo byłam nieco rozczarowana, bowiem po doświadczeniach związanych z lekturą "Wojny polsko-ruskiej" czy "Pawia królowej" oczekiwałam kolejnego językowego eksperymentu. A tu wbrew oczekiwaniom powieść okazała się bardzo komunikatywna, przejrzysta, mimo stylizacji potocznej, która teraz przecież już w literaturze nikogo nie dziwi. Książka Masłowskiej ukazuje przestrzeń znajdującą się właściwie na granicy przemieszania amerykańsko-polskiego, co wprowadza swego rodzaju uniwersum interpretacyjne. Bohaterowie uwikłani są w typowe schematy, powtarzające się konstrukcje rzeczywistości ponowoczesnej zdominowanej przez kulturę popularną i konsumpcjonizm. Szczególnie moją uwagę przykuł przewijający się przez powieść wątek dotyczący kondycji najnowszej sztuki, wedle której estetyzacji może podlegać niemal wszystko. Staje się ona pojęciem niezwykle otwartym, bez jakichkolwiek norm i definicji. W kontekście tej refleksji można rozpatrywać właściwie całą współczesną kulturę - która, jak pisał Różewicz, stanowi pełen wszystkiego i zarazem niczego śmietnik.

Książka Doroty Masłowskiej budzi wiele przemyśleń dotyczących współczesnego świata, społeczeństwa, kultury... Z pewnością warto ją przeczytać, nawet nie po to, by oceniać warsztat artystki, ale po to, by zobaczyć mechanizmy konsumpcyjnego życia, które jest przecież w rękach każdego z nas.